Gosc!

tydzien temu przybyl do naszje parafii ksiadz ”goscinny”, czyli zastepujacy naszego proboszcza, ktory wyjechal na wakacje. pisalam juz, ze tak juz jakos jest, ze jak sobie na czlowieka popatrze, to wiem, czy go lubie, czy szans na to nie ma (choc nawet jak nie ma, to staram sie te szanse zawsze dac;)). na ksiedza popatrzylam, posluchalam i po godzinie wiedzialam: fajny gosc.

i zaprosilam go na obiad:D pomyslalam, ze on tu obcy, sam na obczyznie, bo z Polski przyjechal, wiec chcialam, zeby poczul sie mile widziany.

ksiadz z radoscia przyjal zaproszenie i wczoraj po mszy przyszedl.

nie zaskoczyl mnie: radosny, pozytywny czlowiek, z ktorym od razu sie zaprzyjaznilam. ksiadz smial sie niczym rozbojnik, rubasznym smiechem z historii jezykowych typu: kom maar (=chodz tu)  -> gdzie ten komar?, kulinaria chwalil, w kuchni mi chcial pomagac, dzieciom kazal najpierw porcje nakladac, taki swojak.

w czasie rozmwoy ksiadz pyta gdzie na wakacje jedziemy. do Sztutowa. Okazalo sie, ze ksiadz pochodzi ze Sztutowa, jego tato i macocha tam mieszkaja i sam ksiadz bedzie tam tym okresie, kiedy my przyjedziemy! tak wiec juz na kawe jestesmy zaproszeni. 

ksiadz pyta u kogo bedziemy nocowac. a u pani Oli. okazuje sie, ze to dobra znajoma ksiedza, ponoc wspaniala osoba, a tato ksiedza robi dla niej koszyki wiklinowe! dla nas tez zrobi. tak wiec oprocz kawy w Sztutowie, bedzie na nas czekal tez koszyk wiklinowy (o ktorym juz od jakiegos czasu myslalam):D

i tak rzuce klasyka: gora z gora sie nie zejdzie, a czlowiek z czlowiekem sie zawsze zejdzie. mimo ze swiat taki wielki nam sie wydaje. 

 

co ciekawe, ksiadz do mnie ciagle Aniu, Aniu, Aniu, mimo ze ja zadna Ania! wiele osob tak sie myli i wszyscy mylacy mowia jednoglosnie, ze do mnie imie Ania pasuje i juz! rodzice rzeczywiscie zastanawiali sie nad Anna, ale w koncu nia nie zostalam.

Dodaj komentarz