wiosna, wiosna, ach to ty…

przebisniegi wychodza, narcyz juz gotowy do zakwitniecia, dni coraz dluzsze. jak ja sie ciesze. w koncu. strasznie cierpie z powodu braku slonca, im jestem starsza, tym jest gorzej. a jeszcze w tym roku nie udalo nam sie na wakacje jesienne w zadne sloneczne strony wyjechac, przez co akumulatorow nie podladowalam.

dzis slonko wyszlo, wiec po kosciele i po szybkich gosciach, poszlam z psem na spacer. tak o, przed siebie. wywedrowalam na pola, poza miasto… szlam, szlam i szlam. w koncu stwierdzilam, ze nie do konca wiem, gdzie jestem:DDD gdzies wsrod pol. pies byl wniebowziety i parl do przodu. ja jednak w koncu zawrocilam. do domu przyszlismy tuz przed zachodem slonca. tak psa wymeczylam, ze poszedl spac;)

wczoraj oddalam rower do naprawy. i nie mam jak jutro dojechac do pracy:DDD samochodem sie nie oplaca, bo raz, ze dwa razy dluzej sie jedzie, a dwa, ze parking szpitalny strasznie drogi, autobusem 45 min… (rowerem 15!). stwierdzilam, ze jutro w domu pracuje. dzieci… nieszczesliwe:DDD no bo nie pograja;) to tylko jeden dzien, smieje sie. o 17.00 mam odebrac rower. Mam nadzieje, ze bedzie jak nowy. Bo w Holandii bez roweru, to jak bez nog.

Dzis, w dniu moich urodzin, spotkalo mnie tyle przemilych gestow, od ludzi, od ktorych bym sie tego nie spodziewala, ze nadal nie rozumiem, jak to sie stalo…. czy to covid, czy w koncu trafilam na ”swoich”… mimo byc rozpieszczanym.

7 myśli na temat “wiosna, wiosna, ach to ty…

Dodaj komentarz