pisalam juz, ze pan pies zlapal i ukatrupil pajaka, ze poluje na jeze i krety… a kilka dni temu zlapal myszke. biedna myszka, taka mala, wielkosci lapy psa… przyniosl ja zywa, ale ogluszona, niczym kot. polozyl sobie na dywanie i patrzyl. i ile razy myszka drgnela, ten ja pac, lapa. myszy w domu decydowanie nie chce miec, ale i cierpienia zwierzat nie toleruje. mowie wiec do lubego wez ta mysz i zabij, zeby nie cierpiala. luby odbil pileczke: ty jestes specjalistka od zabijania myszy. no tak, w laboratorium, 17 lat temu siedzialam i ”terminowalam” myszy eksperymentalne. pamietam, ze bylam wtedy w ciazy z Bioznem i kazda myszke oplakiwalam. robilam, co mialam robic i plakalam. i zastanawialam sie, jaki dziecko ja po tym wszystkim urodze. dziecko na szczescie urodzilam normalne, zdrowe emocjonalnie, ale trauma mi zostala. a tu luby mi kaze myszke zabic. no dobra, dla dobra myszki…
luby w miedzyczasie malo sie z psem nie pogryzl o myszke, bo pies oczywiscie myszki oddac nie chcial. w koncu luby przytrzymal psa, ja zlapalam myszke i… ”wydluzylam” ja, czyli przerwalam kregoslup – najszybsza metoda ukrocenia cierpienia gryzoni.
pies patrzyl rozczarowany jak myszka wyladowala w bio-kontenerze, po lubym to splynelo, a ja przezylam te kolejna myszke przeze mnie wydluzona.
o matko! a nie dalo sie tej myszki uratowac?
PolubieniePolubienie
nie, jak juz ja przyniosl, to byla pokaleczona. jedyne co innego moglam zrobic, to zawiezc ja do weterynarza uspic, ale wtedy cierpiala by jeszcze dluzej: i z bolu i ze stresu…
PolubieniePolubienie