Uciekali, uciekaja…

Uciekali uciekali uciekali
Na osiołku przez pustyni żar
Jak najdalej jak najdalej jak najdalej
Ukryć Dziecię bezcenny ich skarb

W tym roku myslami bede, chcac niechcac, z naszymi wschodnimi sasiadami… niektorzy musieli uciekac, inni walcza, jeszcze inni spedza te swieta bez pradu, bez swiatla. oby Nowonarodzony przyniosl im cieplo i swiatlo.

Calemu swiatu zycze Pokoju – na te nadchodzace swiete i na Nowy Rok.

Moja ulubiona wersja: https://www.youtube.com/watch?v=JpG712De7vQ

latka leca

myslalam, ze jak przez caly grudzien bede miala wakacje, to w koncu na czas wysle kartki, wroce do biegania, przeczytam ksiazki, prezenty na czas zamowie… nic z tych rzeczy. robie sie wolniejsza, rozmemlana i.. chyba tez bardziej wyluzowana czy moze raczej powinnam napisac ”lepsza dla siebie”. odetchnelam z ulga, bo jutro jeszcze przyjda ostatnie prezenty;)

dzis bylam z wizyta u mojej pierwszej studentki, ktora pisala prace magisterska pod moim kierunkiem – urodzila syna. i tak sobie pomyslalam – starzejesz sie, skoro twoi studenci juz dzieci rodza. nie smuci mnie to. lubie swoj wiek, nawet siwe wlosy, ktore po prostu wyrywam;) co mnie ucieszylo, to fakt, ze mimo ze praca magisterka tak dawno obroniona, ze nawet tytulu nie pamietam (ale temat tak!), to nadal mam z byla studentka kontakt. wiec, gdy urodzila syna, dostalam kartke, dostalam zaproszenie na wizyte, a dzis uslyszalam: ale zostaniemy w kontakcie, prawda?

luby przezyl dzis po raz pierwszy w zyciu kanalowe leczenie zeba. mial stracha. uspokajalam go, bo sama juz dwie kanalowki. i tylko raz, jakims cudem ogien zobaczylam, a nogi mi w gore wystrzelily;)

jutro pakuje walizy, pieke pijana sliwke, sprzatam dom i w piatek wyjezdzamy do Polski. o ile Bizon wytrzyma – bo cos go choroba bierza…

spacer wzdluz wody

szlam wczoraj z psiskiem wzdluz kanalu, potem obeszlismy staw… pies jak zwykle, rwal do wody. w miejscu, gdzie czesto spuszczam go ze smyczy, tuz kolo wody, pies ogladal sie non stop proszac wzrokiem zeby go w koncu spuscic. wahalam sie: zadnych innych psow na horyzoncie nie widac, wiec teoretycznie bezpiecznie. ale… znam mojego wodnika: on by od razu do wody chcial wskoczyc. a woda pokryta cienka warstewka lodu, jeszcze z przeswitami wody. stwierdzilam, ze nie, ze nie spuszcze psa, bo wskoczy na lod, lod sie pod nim zalamie i mi sie pies utopi.

dzis czytam o spacerze polskiej piosenkarki… spacerze z psem, ktory potrawa juz wiecznosc….[*] [*]

Nowe oblicze psa

luby organizuje w naszym domu co roku ”mikolajki” dla swojej grupy naukowej. w tym roku przyszlo 15 osob. obawialismy sie, jak psisko zareaguje na taki tlumek, bo na ogol obcych obszczekuje a nawet potrafi kly pokazac, zeby pokazac, kto w tym domu rzadzi.

a tu niespodzianka – pies tak bardzo chce do gosci, ze mimo ja poszlam na gore, zeby towarzystwu nie przeszkadzac, to pies stoi pod drzwiami do pokoju dziennego, skad dobiegaja rozmowy i smiechy i bardzo sie stara, zeby dolaczyc do towarzystwa: jeczy, skrobie do drzwi, a nawet poszczekuje. chce do gosci.

w koncu, po jakiejs godzinie, poddal sie i przyszedl do mnie.

Piekna Haga

Pojechalam dzis do Hagi zlozyc wniosek o paszport. Jakis taki marazm, lenistwo, nie wiem w sumie co mnie wzielo, ze pojechalam z nastawieniem, ze tylko ambasada i z powrotem, zero lazenia po miescie. a szkoda. bo jechalam autobusem z dworca do ambasady i zachwycalam sie Haga. Piekne miasto, przynajmniej centrum. Okolice ambasad tez piekne. I tak sobie postanowilam, ze jak pojade odebrac paszport, to wyjde wczesniej, zeby miec choc godzinke na pospacerowanie po centrum.

Do Hagi pojechalam pociagiem, zeby w pociagu poprawic artykul chinskiego doktoranta. mam niby wakacje, ale… jak sie ma chinskiego doktoranta, to nie ma sie wakacji. albo trzeba doktoranta wyslac z powrotem do Chin bez doktoratu albo mu ten doktorat napisac. Jako ze juz prawie 4 lata sie z nim przemeczylismy, to za pozno, zeby go bez doktoratu do Chin wysylac. zaciskam wiec zeby i pisze, koryguje, sprawdzam jak najszybciej, zeby przed styczniem zakonczyc wspolprace z tymze strasznie trudnym do okielznania czlowiekiem. Co ciekawe, ostatnio ciagle dostaje e-maile of Chinskich studentow, ktorzy chca u mnie doktorat. Niestety, ich kolega spalil wszystkie mosty. Nie wezme zadnego Chinskiego doktoranta, bo to juz nie na moje nerwy. Jeden ancymon wystarczy.

W drodze powrotnej, w pociagu do Groningen, tak sie skupilam na korekcie, ze nagle uslyszalam tubalny glos: a pani tu zostaje???? bo tu Zwolle!!!! – wyrwana z innego swiata odrzeklam, ze tak, bo ja dalej jade, do Groningen. To sie trzeba przesiac – ryknal pan kolejarz. Okazalo sie, ze tylko poczatek pociagu jechal do Groningen, a koncowke w Zwolle odlaczali. Oczywiscie bylo to oglaszane przez megafon, ale ja nic nie slyszalam, bo bylam skupiona na artykule. Nawet nie zauwazylam, ze wszyscy ludzie wysiedli, ze zostalam zupelnie sama w wagonie! Cale szczescie pan kolejarz mnie wypatrzyl i ostrzegl. Pobieglam szybko z plaszczem w jednej rece, szalem dyndajacym miedzy nogami, laptopem w drugiej rece, torba zahaczona juz nawet nie wiem gdzie, do przedniej czesci pociagu. Wskoczylam i pociag odjechal. Uf… i tak bylam w domu tuz przed 21.00…

W Hadze mialam 30 mint zeby sie rozgrzac – weszlam do kawiarni tak o na czuja. I poczulam sie jak w bajce. A moze takiej domowej kafejce jak czasami w amerynskich filmach – domowa atmosfera, zupa pomidorowa z… zielona wysepka z pesto, biala gorka ze smietany i pomidorem plywajacym gdzies pomiedy (niesamowita kombinajca!), pyszna kawa – tak pyszna, ze nawet mleka nie dolalam, co rzadko sie zdarza. Wroce tam jeszcze.

To byl mily dzien.

_______________

w ambasadzie znow byl cyrk z moimi odciskami palcow. nie wiem, co ja mam z palcami, ale trudno zdjac z nich odcisk. pani sie w koncu poddala i powiedziala, ze dadza mi paszport bez odcisku palcow. ale ja sie uparlam, ze musze miec, bo mnie do Stanow moga nie wpuscic (nie wiem czy to prawda, ale tak gdzies kiedys mi sie obilo o uszy). Robilysmy wiec rozne akrobacje z moimi palcami. Lewa dlon bez problemu. Prawa… dopiero palec serdeczny dal sie zlapac.

takie sobie wakacje

od tygodnia mam wakacje i… ciagle cos. nadal mam troje doktorantow, ktorych obiecalam piastowac do konca, czyli dopoki sie nie obronia. ciagle jacys goscie wpadaja, bo wiedza, ze mam wakacje – nie narzekam, w koncu moge pogadac. dach nam zmieniaja, wiec kawe trzeba zrobic, a po kawie zetrzec podloge;) pies tez wie, ze mam wakacje, bo spacery sie nam jakos tak wydluzyly – wyjsc trudno, ale jak juz wyjde, to bym moglas isc godzinami – czuje to w biodrach… pies pewnie nie. prezenty na mikolajki, na swieta. rekolekcje. nowy probosz, ktorego zaprosilam na obiad. szef dzowni, bo jeden z doktorantow daje czadu i szef juz nie wie, co z nim robic. byly szef. nowa szefowa tez nie proznuje i podsyla mi ciekawe materialy.

w nocy oblewaja mnie poty. hormony spac nie daja. co ciekawe, budze sie juz przed fala ciepla – budzi mnie dziwne uczucie w glowie. nie wiem, czy cisnienie mi spada czy rosnie… czy co tam sie dzieje, ale bardzo niefajne uczucie.

i jeszcze sobie uswiadomilam, ze 2 stycznia moj paszport traci waznosc. wiec w poniedzialek jade do Hagi zlozyc wniosek o nowy paszport. mam nadzieje, ze go przed wyjazdem do Polski jeszcze dostane…

wniosek taki: wakacje to takie, gdy sie gdzies wyjedzie i nie wezmie ze soba laptopa.

5 rano

o 5 rano psisko rozszczekalo sie na calego… zwloklam sie z lozka, zeby rzucic okiem, co sie dzieje, pali sie czy zlodziej rowery kradnie sprzed domu… a nie, kotek przyszedl do ogrodu, do worka ze smieciami, ktory wczoraj wieczorem wystawilam. kotek, tzn. czarny, spasiony kocur, ktory zamiast spac, wloczy sie po cudzych ogrodach i spac psom i ich wlascicielom nie daje. Pies malo przez drzwi ogrodowe nie przefrunal. Wzielam go na gore, do lozka i probowalam zasnac. ale jak tu spac, jak pies najpierw lize sie przez pol godziny, potem wzdycha, zmienia pozycje, kladzie mi sie na stopy (20kg), potem z nich schodzi, znowu wzdycha, znowu cos lize… Pies w koncu zasnal, o czym swiadczylo jego glebokie chrapanie, a ja juz nie zasnelam. lezalam i myslalam nad fenomenem milosci do psa: jak to jest, ze to nie pan pies wkurzyl mnie szczekaniem po nocy (a lubego owszem, wkurzyl), tylko zirytowal mnie cudzy kot denerwujacy mojego pieska?;)

Lowca

pisalam juz, ze pan pies zlapal i ukatrupil pajaka, ze poluje na jeze i krety… a kilka dni temu zlapal myszke. biedna myszka, taka mala, wielkosci lapy psa… przyniosl ja zywa, ale ogluszona, niczym kot. polozyl sobie na dywanie i patrzyl. i ile razy myszka drgnela, ten ja pac, lapa. myszy w domu decydowanie nie chce miec, ale i cierpienia zwierzat nie toleruje. mowie wiec do lubego wez ta mysz i zabij, zeby nie cierpiala. luby odbil pileczke: ty jestes specjalistka od zabijania myszy. no tak, w laboratorium, 17 lat temu siedzialam i ”terminowalam” myszy eksperymentalne. pamietam, ze bylam wtedy w ciazy z Bioznem i kazda myszke oplakiwalam. robilam, co mialam robic i plakalam. i zastanawialam sie, jaki dziecko ja po tym wszystkim urodze. dziecko na szczescie urodzilam normalne, zdrowe emocjonalnie, ale trauma mi zostala. a tu luby mi kaze myszke zabic. no dobra, dla dobra myszki…

luby w miedzyczasie malo sie z psem nie pogryzl o myszke, bo pies oczywiscie myszki oddac nie chcial. w koncu luby przytrzymal psa, ja zlapalam myszke i… ”wydluzylam” ja, czyli przerwalam kregoslup – najszybsza metoda ukrocenia cierpienia gryzoni.

pies patrzyl rozczarowany jak myszka wyladowala w bio-kontenerze, po lubym to splynelo, a ja przezylam te kolejna myszke przeze mnie wydluzona.

Pozegnanie

Sroda byla moim oficjalnie ostatnim dniem pracy na chirurgii. Oficjalnie, bo w czwartek jeszcze prowadzilam zajecia ze studentami a w piatek sprzatalam lab i przekazywalam eksperymenty szefowi. w piatek mialam tez pozegnalny obiad z szefem, jego zona i moim lubym.

W srode chirurgia mnie zaskoczyla. Nie spodziewalam sie takiego hucznego, emocjonalnego pozegnania.

W poniedzialek orydnator poprosil droga e-mailowa, czy moglabym przyjsc rano (na 7.45) na przekazanie nocnej zmiany. Troche sie zdziwilam, bo tydzien temu ”na zmianie” mialam prezentacje, ale napisalam, ze przyjde i spytalam, czy mam cos jeszcze przygotowac. Nie, nie, nic nie przygotowuj – opisal ordynator.

Przychodze… a tam mowa pozegnalna do jednego z chirurgow, ktory rowniez odchodzi od stycznia do innego szpitala. w tym momencie, zrobilam wielkie oczy i zorientowalam sie, ze zaraz moja kolej. I rzecywiscie, niejaki Robert od transplantacji watroby zostal pozegnany jako pierwszy, a potem ordynator cieplo poprosil, zebym podeszla… a ja, juz w drodze do niego… wzruszylam sie. On mowil, a ja walczylam z emocjami, trzesaca sie warga, lzami, ktore jakos tak sie polaly… Ordynator po kilkuminutowej przemowie zakonczyl: jaki czips jest, swiadczy jej odpowiedz na moje pytanie czy moze przyjsc na dzisiejsza poranna zmiane: ”czy mam cos przygotowac”? Cala sala chirurgow i asystentow sie zasmiala, a ja ze lzami lecacymi sie, jak jakas drama queen, podeszlam do mikrofonu, zeby podziekowac za wspolprace.

Poszlam do swojego pokoju… i zaczelo sie. caly dzien przychodzili goscie, zeby sie pozegnac. Nie spodziewalam sie, ze uslysze tyle pozytywnych slow, nie spodziewalam sie, ze ludzie tak we mnie wierza. Jeden z chirurgow wysilil sie na zart: Czips, wszyscy cie chwala, a ja cie skrytykuje: weekendy sa do odpoczynku! ile razy dostawalem od ciebie e-maial w weekend, mialem ochote cie zlajac. Posmialismy sie, ze on nie lepszy, bo tez mi w weekendy odpisywal. Z innym chirurgiem, ktory jednoczesnie jest epidemiologiem, umowilismy sie na pisanie ksiazki ”R dla dummies”, bo R to program, ktory chcialabym zrozumiec, a kolega chirurg marzy, zeby napisac podrecznik do nauki R – podrecznik R dla dummies. Stwierdzilam, ze chce byc jego krolikiem doswiadczalnym. Frank z powaga spytal: ale zaprosisz mnie na swoje ”oratio”? Po tym dniu bylo dla mnie jasne, ze wiele osob mi kibicuje i we mnie wierzy. I tak minal mi caly dzien! Dlatego w piatek musialam wrocic, zeby zrobic to, co zaplanowalam na srode, czyli sprzatanie;)

Dostalam wiele cieplych slow, podziekowan i prezentow. Nie spodziewalam sie tego.

Przyszedl tez jeden z chirurgow, ktory… czul do mnie czul miete, i coz… on tez nie do konca byl mi obojetny… przytulil… i szepnal: bedzie dobrze, uda ci sie. Podarowal mi ksiazke ” Maak het mooi”, czyli, tlumaczac doslownie ”Zrob to ladnie”, ksiazke o tym, ze zycie jest jedno, zeby przezyc je na maxa, na petardzie… Wyczul jak bardzo sie boje. Bede za nim tesknic. A on za mna;)

Wczoraj oddalam klucz od mojego pokoju, w ktorym w ciagu ostatnich 8 lat spedzilam wiecej czasu niz w domu. Zamknelam drzwi ze sciskiem w gardle.

Ale wiem, ze to bylo potrzebne. Ze tylko to drastyczne ciecie zagwarantuje mi przyszlosc naukowca. Szkoda… bo dobrze czulam sie wsrod chirurgow. Konkrentych, zdyscyplinowanych, silnych osobowosci.

mowic dobrze o innych

im jestem starsza, tym bardziej probuje nie mowic zle o innych. bo po co sie kwasami zatruwac? lepiej kwasy olac, a poswiecic energie na pozytywy. zdazy sie, ze zapomne o moich probach i ponarzekam na kogos, ale po tym od razu czuje sie jakas taka ciezsza, przygaszona, jakos mi tak niefajnie.

i tak bylo w piatek, gdy probowalam pisac moze pozegnalna pewnej osoby. nie dalam rady napisac jej w piatek. w sobote rano lezalam w lozku i robilam w myslach liste pozytywnych cech tejze osoby. no bo jednak kazdy ma jakies pozytywy. zrobila sie calkiem dluga lista tych pozytywow. negatywy swiadomowie wypieralam. w koncu, godzine przed przyjeciem siadlam i spisalam wszystko na kartce. odrecznie. pedalujac na impreze powatarzalam w mysli przemowe… pffff, jeszcze nigdy tak na ostatnia chwile tego nie robilam.

a potem weszlam i przemowilam. tak juz jakos mam, ze w momencie gdy przemawiam, jestem tak skupiona na tym, co mowie, ze zapominam o stresie. dopiero po przemowie poczulam zakwasy w ramionach, piekace uda, skurcze w stopach – oznaka stresu.

na przyjeciu podeszlo do mnie kilka osob i pogratulowaly, ze tak ladnie, ze tak od serca, pare kobiet powiedzialo, ze plakaly jak mowilam, ze ja to silna baba jestem, ze tak potrafilam… a ja… ja wzielam sobie do serca slowa lubego: reprezentujesz grupe ludzi. do tego przeszlo mi przez mysl, ze przeciez nie musze kogos lubic, nie musze sie z kims przyjaznic, zeby moc powiedziec o tej osobie pare dobrych slow, zeby nie podziekowac, za to co bylo dobre. i olac to, co bylo niedobre.

po imprezie, ktora grzecznie skonczyla sie o 18.00 poszlysmy z trzema babkami na ”poprawiny”. poszly dwie butelki wina, usmialysmy sie przednie. tego mi trzeba bylo.